Żołnierze Wyklęci - III pokolenie UB walczy z III pokoleniem AK - wykład historyka Leszka Żebrowskiego

Bogusława Sieroszewska StowarzyszenieMPS DzieńPamięciZW

 1 marca 2019    23:30

Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych jest okazją do tego, aby powrócić do ważnej prelekcji znanego historyka -  Leszka Żebrowskiego, wygłoszonej w Pałacyku Briggsów w Markach 16 października 2018 roku. Tym bardziej, że prelekcja nie była nagłośniona i w rezultacie nie miała dużej frekwencji. Przeszła całkowicie bez echa.

Pan Leszek Żebrowski w całej Polsce ceniony jest jako ekspert w dziedzinie najnowszej historii, szczególnie Powstania Antykomunistycznego. Jak sam prelegent przyznał, tą, niewygodną dla niektórych, tematyką  zajmuje się niestrudzenie od 30 lat.

Zdaniem historyka, w dalszym ciągu jesteśmy świadkami toczącej się walki o prawdę historyczną. Powojenne pokolenie broniące Polski Niepodległej wykazało naturalny odruch, aby Polski bronić przed sowietyzacją. Za taką niezłomną postawę przez całe dekady partyzanci podziemia antykomunistycznego byli hańbieni, poniewierani i obrażani.

Zostali nazwani Żołnierzami Wyklętymi, bo wykląć to znaczy złorzeczyć i przepędzić, czyli dokładnie to, co ich spotkało w wolnej Polsce. W III RP dalej byli wyklinani. A przy tym wykorzystywana była niewiedza Polaków w tej dziedzinie.

Gwoli przypomnienia, termin "Żołnierze Wyklęci" pojawił się po raz pierwszy w 1993 roku w tytule wystawy "Żołnierze Wyklęci - antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku", zorganizowanej na Uniwersytecie Warszawskim przez Ligę Republikańską. Jego autorem był nie kto inny jak historyk Leszek Żebrowski. Inspirację stanowił list, jaki otrzymała wdowa po jednym z żołnierzy podziemia antykomunistycznego, zawiadamiający ją o wykonaniu wyroku śmierci na mężu. Autor listu, oficer Ludowego Wojska Polskiego, wzywał nieszczęsną kobietę do wyrzeczenia się pamięci o skazanym i zabitym mężu, pisząc: "Wieczna hańba i nienawiść naszych żołnierzy i oficerów towarzyszy mu i poza grób. Każdy, kto czuje w sobie polską krew, przeklina go "niech więc wyrzeknie się go własna jego żona i dziecko".

 III pokolenie UB walczy z III pokoleniem AK

Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych nieprzypadkowo obchodzony  jest 1 marca. Tego dnia,  w 1951 r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie, przy ulicy Rakowieckiej, straceni zostali członkowie IV Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", w tym najbardziej znany ppłk. Łukasz Ciepliński ps. "Pług". Uchwalona przez Sejm w 2011 r. ustawa o Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych była jedną z ostatnich inicjatyw legislacyjnych śp. Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego. Inicjatywa ta, całym sercem wspierana przez prezesa IPN śp. prof. Janusza Kurtykę, była odpowiedzią na apele środowisk kombatanckich i niepodległościowych. Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych początkowo obchodzony był oddolnie, bardzo lokalnie, ale wraz z przejęciem władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość, uroczystości nabrały rangi państwowej i szczególnego rozmachu. Niemniej  jednak, przy każdym dniu 1 marca III pokolenie UB walczy z III pokoleniem AK, wywlekając opowieści o "okrutnych czynach bandytów i faszystów" z Armii Krajowej.

Leszek Żebrowski wspomina, że jeszcze 2 lata temu pewien historyk z KUL-u pisał w Gazecie Wyborczej, że "Żołnierze Wyklęci mogli się ujawnić, a nie żyć ja bandyci w lesie".

Jednak, taka argumentacja to nic innego jak zaklinanie rzeczywistości. "Leśni" dobrze wiedzieli, że ujawnienie się jest nic niewarte, bo po ujawnieniu i tak są zabijani. Wcześniej niestety poddawani byli okrutnym torturom, co z kolei groziło niepotrzebnym "wsypywaniem" kolegów.

Tragiczne skutki ujawnienia  obrazuje najlepiej historia gen. Emila Fieldorfa "Nila", który po ujawnieniu został, aresztowany, torturowany, przetrzymywany w nieludzkich warunkach - w lodowatych karcerach wypełnionych fekaliami! Po odrzuceniu propozycji stanięcia na czele fikcyjnej grupy partyzanckiej, której celem miało być zwabianie innych ukrywających się po lasach żołnierzy Powstania Antykomunistycznego, skazano Generała Nila na śmierć przez hańbiące godność oficera powieszenie. Pochowano go w nieznanym dla rodziny dole śmierci. Powiedzenie o oprawcach Generała Nila, że  byli żydowskiego pochodzenia - ppłk Helena Wolińska (Fajga Mindla Danielak), Benjamin Wajsblech, Gustaw Auscaler, nie powinno być postrzegane jako przejaw antysemityzmu, ale jedynie stwierdzenie faktów.

Innym przykładem tragicznych skutków ujawnienia niech będą losy porucznika Jana Rodowicza "Anody", uczestnika Powstania Warszawskiego z Batalionu "Zośka". Sam siedmiokrotnie ranny inwalida, znany był z przeprowadzania ekshumacji i pogrzebów powstańców warszawskich pochowanych naprędce na podwórkach kamienic walczącej Warszawy. Wydobywane przez niego szczątki trafiały do grobów na Cmentarzu Powązkowskim. "Anoda" tworzył kwatery powstańcze poległych towarzyszy broni z Batalionu "Zośka".

Po ujawnieniu w grudniu 1948, Anoda był okrutnie torturowany. Żebra zostały mu wgniecione do środka, a klatka piersiowa wkopana. Następnie sprawcy wywalili skatowanego Żołnierza przez okno, aby w ten sposób zatrzeć ślady katowania.

Z wielkim niesmakiem, Leszek Żebrowski przypomniał markowianom, że oprawcy Anody dożyli do 2000 roku! Jednym z nich był ppłk Wiktor Herer, żydowskiego pochodzenia, prawa ręka Julii Brystygierowej, Krwawej Luny z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Jako profesor w dziedzinie rolnictwa, długie lata publikował w Gazecie Wyborczej. Już w 1980 roku, z rekomendacji Jacka Kuronia (Icka Kordblum), został doradcą Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" ds. rolnictwa. Po 1989 r., Kuroń dalej promował Herera jako rządowego eksperta ds. rolnictwa. Usilnie bronił oprawcy Żołnierzy Wyklętych, chociaż inni nie chcieli ubeka w swoich szeregach, twierdząc, że czasy się zmieniły.

W archiwach zachowały się słowa Wiktora Herera, niegdyś wypowiedziane do żołnierza wyklętego w trakcie jego przesłuchania. Słowa Herera wytyczają tor postępowania komunistów na kolejne dekady:

"Naszym zadaniem jest nie tylko zniszczyć was fizycznie, ale my musimy zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa".    To nadal trwa.

W kwietniu 2016 roku, była posłanka SLD prof. Joanna Senyszyn do studentów Uniwersytetu Warszawskiego mówiła, że żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych bronili razem z Niemcami Berlina! Jej słowa wywołały na sali olbrzymią salwę śmiechu. Ponadto, przywołując słowa pani historyk - dr Aliny Całej - według której bardzo prawdopodobna jest teza, że żołnierze NSZ zabili więcej Żydów, niż Niemców, po raz kolejny prof. Senyszyn naraziła się na utratę wiarygodności, a nawet śmieszność.

W 2014 roku, żydowskiego pochodzenia "pisarka z Polski, Magdalena Tulli na łamach Gazety Wyborczej, upominała Polaków, że nie należy  przesadzać z kultem "Inki". Przyrównała śmierć Danuty Siedzikówny ,,Inki" do śmierci zbrodniarzy hitlerowskich, zwracając uwagę na to, że zarówno ,,Inka", jak i zbrodniarze niemieccy skazani w procesie norymberskim ginęli z okrzykiem na ustach - Inka z okrzykiem ,,Niech żyje Polska!" a naziści z okrzykiem ,,Heil Hitler!" Inka została zrównana z hitlerowcami, niemieckimi ludobójcami! Jak podkreśla Leszek Żebrowski, hitlerowcy nie wznosili tego typu okrzyków przed sądami powojennymi z dwóch powodów. Po pierwsze, Hitler już nie żył, a hitlerowscy oprawcy, niegdyś butna rasa niemieckich panów, byli ludźmi złamanymi, którzy po śledztwach i wyrokach, "robili pod siebie", płacząc i błagając o litość. Okrzyki "Heil Hitler" nie były wznoszone po wojnie, więc porównania ulubienicy Gazety Wyborczej, Magdaleny Tulli, były nie na miejscu i niezgodne z  powojenną rzeczywistością.

Historyk przypomina, że komuniści wysyłali w teren bandy pozorowane, organizowane  przez Ludowe Wojsko Polskie. Wchodzili do wsi, aby mordować, np. księdza i nauczycielkę w zaawansowanej ciąży. Potem robili pokazowe pogrzeby.  W 1994 r. jeden kierowca zatrudniony dawniej w Urzędzie Bezpieczeństwa "pękł" i zaczął opowiadać jak komuniści podpalili wieś, a potem sami ją gasili. Podrzucili trupy z opaskami  AK, a przy okazji skonfiskowali co tylko się dało.

Armia Krajowa miała poparcie ludności cywilnej, ponieważ nie okradała ich, tak jak im zarzucają, ale wręcz broniła ludność przed bezprawną grabieżą.

Komuniści sami przyznawali, że byli wspierani przez Sowietów, bo inaczej nic by nie znaczyli w Polsce. Armia Krajowa miała lepsze kadry i lepsze wsparcie ludności cywilnej. Stalin śmiał się z polskich towarzyszy, mówiąc: "Gdyby nie Armia Czerwona, reakcja czapkami by was nakryła".

Oto "meldunek nadzwyczajny" Komendanta Powiatowego MO w Przasnyszu z 18 października 1945 r.: "O godz. 7 rano wojsko KBW, UB i MO ze Szczytna i Milbarku (okręg mazurski) urządziło obławę i rewizję za ukrytą bronią. We wsi Zaręby z mieszkań wypędzono około 200 chłopów na plac przed kościół. Dołączono do nich również i milicjantów z posterunku MO w Zrębach, następnie wyczytano z listy nazwiska niektórych chłopów, po czym załadowano ich wraz z niewyczytanymi i niesprawdzonymi milicjantami na auta. [...] Do tej pory nie ma żadnej o nich wiadomości. [...] Podczas rewizji miały miejsce liczne rabunki ze strony rewidujących. [...] zachowanie się przeprowadzających akcję było b. brutalne i według opinii mieszkańców "zupełnie podobne było do zachowania się gestapo". Cały szereg osób, których zameldowania również nadeślę, zostało pobitych".                        Trzeba tu dodać, że była to wieś sprzyjająca "władzy ludowej". Jak więc takie akcje pacyfikacyjne wyglądały tam, gdzie grupy operacyjne UB i KBW miały do czynienia z jakimkolwiek oporem?

Ataki na ludność cywilną, nie były samowolnymi, wyizolowanymi incydentami. Takie postępowanie, łącznie z brutalną odpowiedzialnością zbiorową, nakazywali im przełożeni, m.in. "marszałek" LWP Michał Żymierski. Oto jego rozkazy: "W toku akcji przeciwko bandom do niewoli nie brać: przywódców i oficerów dowództwa dywersyjnego, dywersantów, stawiających opór z bronią w ręku. [...] Przy ujmowaniu podejrzanych o udział w bandach bez broni, pociągać do odpowiedzialności karnej przed sądami wojskowymi nie tylko podejrzanych, ale i wszystkie osoby, u których się oni ukrywali i które im okazywały jakąkolwiek pomoc, nie wyłączając najbliższych członków rodzin".

Nie była to tylko propagandowa retoryka. Ludzi, wziętych z broną w ręku, rozstrzeliwano na miejscu, nie spisując nawet danych personalnych! Oto typowy meldunek KBW: "W toku walk zabito 2 ludzi z bandy "Szarego", a trzeci został wzięty do niewoli, ale na rozkaz obecnego przy tym z-cy kierownika WUBP por. Szwagierczaka został rozstrzelany".

Zdarzały się "akcje" jeszcze bardziej makabryczne, takie jak wymordowanie ok. 200 bezbronnych żołnierzy NSZ z Podbeskidzia, ze zgrupowania kpt. Henryka Flamego "Bartka"! Opowiada o tym film pt. "Lawina". To tragiczna historia m.in. Stanisławy Golec ps. "Gusta", łączniczki zgrupowania "Bartek", cioci liderów "Golec Orkestra". Została zamordowana przez UB w wieku 18 lat w ramach prowokatorskiej akcji "Lawina" na terenie Śląska Opolskiego, w ramach której 200 żołnierzy NSZ zostało podstępnie zwabionych pod pretekstem  rzekomego wyjazdu do Bawarii!

 

W pierwszych latach po wojnie zatrważające wrażenie na Polakach robiły zbiorowe, publiczne egzekucje ludzi z Podziemia Antykomunistycznego, gdy z zagipsowanymi ustami byli mordowani przy spędzonych na siłę mieszkańcach, w tym młodzieży, przyprowadzanej wprost ze lekcji szkolnych.

Dużą rolę w zmożonej propagandzie przeciwko Żołnierzom Wyklętym odegrał tygodnik Przegląd założony przez towarzysza Mieczysława Rakowskiego  w 1999 roku. Od 2014 roku, w proteście "przeciwko historycznemu zakłamaniu" i w ramach cyklu "Historia bez IPN", tygodnik wydał już trzy książki  z serii "Wyklęci nie święci", mające na celu wywlekanie na światło dzienne rzekomych zbrodni Armii Krajowej.

Leszek Żebrowski przypomina, że wcześniej żydowskiego pochodzenia towarzysz Jerzy Urban (syn Jana Urbacha) wraz z płk. Tadeuszem Kossowskim, który wstąpił do UB w Wadowicach, wymyślili ofiary Armii Krajowej. Urban sfinansował wyssane z palca statystyki rzekomo osiągające  liczbę 5400 ofiar. Według Kossowskiego  690 ofiarami miały być gospodynie domowe. Jeszcze 4 lata temu, nasi wojskowi posiłkowali się statystykami Kossowskiego o rzekomych ofiarach Armii Krajowej, opublikowanymi na stronie Wikipedii.

Zdaniem Leszka Żebrowskiego, preambuła do ustawy o Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych jest "okaleczona", gdyż nie mówi o początkach idei walki podziemnej, szczególnie chodzi o brak odniesienia się Powstania Antykomunistycznego do etosu walki powstańców styczniowych.

Ciekawostką jest to, że w 1946 r., zmarł, w wieku 100 lat Feliks Bartczuk, ostatni żołnierz, weteran Powstania Styczniowego. Zmarł na Podlasiu, w Kossowie Lackim, gdzie zaraz po wojnie zgłosił się do Armii Krajowej i przez rok pełnił funkcję najstarszego czynnego żołnierza służby informacyjno-wywiadowczej, obserwując teren z okien swojego domu.

Marecki akcent historii Żołnierzy Wyklętych -

 wspomnienie działającego na terenie Marek

ks. kapelana Bolesława Stefańskiego.

       

"Ks. Stefański to jedyny znany mi ksiądz-dowódca grupy bojowej w konspiracji powojennej"- mówi historyk "To pierwszy kapelan skazany przez władze komunistyczne na śmierć".

Ksiądz Bolesław Stefański to kapłan archidiecezji warszawskiej, kapelan i żołnierz Armii Krajowej i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, dowódca warszawskiego Pogotowia Akcji Specjalnej NZW. Pod koniec  życia, ks. Stefański był wikariuszem parafii św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny na warszawskim Kole, do której osobiście należał w młodości historyk Leszek Żebrowski. Tam też po raz pierwszy zetknął się z historią ks. Stefańskiego.

Ksiądz Stefański włączył się w walkę zbrojną, wiążąc się z poakowską grupą Juliana Sałanowskiego w Markach.

Odbierał przysięgę wojskową od młodych partyzantów. Z uzyskanych pieniędzy, podczas tzw. eksów (akcji ekspropriacyjnych), kupował broń i wypłacał zapomogi żołnierzom.

Na początku października 1945 r. z grupą konspiracyjną ks. Stefański przeprowadził konfiskatę skór w dwóch garbarniach w Pustelniku II. W grudniu 1945 r. został mianowany dowódcą warszawskiego Obszaru Pogotowia Akcji Specjalnej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (PAS NZW). Utrzymywał kontakty z grupami konspiracyjnymi w Grójcu, Warce i na warszawskiej Woli.

Ks. Bolesław Stefański został aresztowany 1 VI 1946 r. na ul. Chłodnej w Warszawie. Przy próbie ucieczki, został postrzelony w nogę. W takim stanie trzymano go w więzieniu i bito - relacjonował później w Kurii Metropolitarnej ks. Jan Sitnik, pierwszy proboszcz parafii na Kole. Pismo do władz w sprawie księdza polecił wysłać ks. prymas August Hlond.

Brat księdza Piotr Stefański nie ma najmniejszych wątpliwości: "Ubecy postrzelili księdza Bolesława z zemsty za ucieczkę. Zamiast zawieźć go do szpitala, przesłuchiwali go, torturowali, grzebiąc pogrzebaczem w otwartej ranie. Gdy wreszcie zawieźli go na oddział szpitalny, było już za późno, wdała się gangrena, trzeba było amputować nogę. Chyba z zemsty amputowali mu całą. Potem znów zawieźli go do więzienia i znowu bili, katowali".

Śledztwo zakończono w listopadzie 1946 r. Tortury, które przez cały czas towarzyszyły śledztwu, odbiły się na zdrowiu księdza.

Zmarł 8 II 1964 r. - niemal dokładnie w dziesiątą rocznicę odzyskania wolności. Pochowano go w grobie rodzinnym na cmentarzu w Maciejowicach koło Garwolina.

W 1992 r. sąd anulował wyrok  oparty na oskarżeniu o "próbę obalenia ustroju" i uznał, że ksiądz Bolesław Stefański prowadził "działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego". Jednak nie wszyscy Żołnierze Wyklęci mieli to szczęście, gdyż III RP nierzadko odmawiała wszczęcia anulowania wyroku z czasów komunizmu z powodu braku nowych dowodów. Tak było w przypadku Żołnierza Wyklętego ps. Czarny. Aresztowany w 1953 roku, po 7-miesięcznym katowaniu przyznał się do fikcyjnych zeznań.  Przed karą śmierci uratowało go Virtuti Militari za zdobywanie Berlina. W 1992 roku "Czarny" poprosił o unieważnienie wyroku z lat 1950-tych. Trzech prokuratorów odmówiło anulowania wyroku z powodu braku nowych dowodów.

Gwoli przypomnienia, na terenie Marek istniał oddział Narodowych Sił Zbrojnych, których kapelanem był ks. Bolesław Stefański. W skład tego oddziału wchodziły do czerwca 1946 r. następujące osoby:

Borowski Edward, Baniszewski Jan, Borkowski Kazimierz, Brzeziński Marian, Cholewa Marian, Głogowski Stefan, Grzegorzewski Władysław, Kiełek Ryszard, Kopczyński Stefan, Kossakowski Zdzisław, Kowalski Zdzisław, Mąkolski Czesław, Pawłowski Mieczysław, Pawłowski Tadeusz, Pazik Mieczysław, Pietras Ryszard, Pniewski Zygmunt, Rembecki Jerzy, Rembecki Wojciech, Jan Sałanowski, Julian Sałanowski, Skorubski Henryk, Słowiński Mieczysław, Smoderek Henryk, Struś Zygmunt, Szymański Mieczysław, Witek Stanisław, Wyżykowski Ryszard.

Aresztowanie mareckich Żołnierzy Wyklętych NSZ, w tym dowódcy Juliana Sałanowskiego oraz rozbicie ich oddziału nastąpiło również 1 VI 1946 roku, w dniu aresztowania ich kapelana, ks. Bolesława Stefańskiego, jak podaje marecki regionalista Antoni Widomski.

Galeria

zdjecie: 119483
fot. 1
fot. 2
fot. 3
fot. 4
fot. 5
fot. 6
fot. 7
zdjecie

Bogusława Sieroszewska

Wiceprezes Stowarzyszenia Marki-Pustelnik-Struga. Absolwentka filologii angielskiej Uniwersytetu Warszawskiego z dyplomami Cambridge. Zajmuje się nauczaniem języka angielskiego w Markach i Warszawie, również przez skype'a!

Pasja - najnowsza historia Polski: Żołnierze Niezłomni Powstania Antykomunistycznego, Sierpień'80, marecka historia angielskich Braci Briggsów, fabrykantów i dobrodziejów Marek, opisana osobiście w Roczniku Mareckim tom II.

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry