Rednacz portalu, jeden z jego pomysłodawców i twórców - odpowiedzialny za stronę techniczną i organizacyjną całego przedsięwzięcia.
Mieszkaniec Marek od 1995 roku, właściciel firmy zajmującej się tworzeniem stron internetowych - ACTIVENET www.avn.pl
@ RedNacz małpa marki kropka net kropka pl, 501 271 048
Zdzisław Domolewski 2 czerwca 2011 10:44
Gratuluję organizatorom pomysłu i jego realizacji. Po obejrzeniu fotografii z Waszego rowerowego spaceru wróciły do mnie myśli, które jakiś czas temu zostawiłem na boku uznając, że nierealnym nie ma co sobie głowy zawracać. Ale skoro Miasto stać na szalone inwestycje, pomyślałem, że dorzucę i swoje nierealne pomysły; czemu nie, wszak możliwości kredytowe są nieograniczone, banki tylko czekają, a spłaty? - jakoś to będzie, wystarczy choćby podnieść podatki gruntowe, czy wszelkie inne - spłacimy, czy spłacą - jak kto woli.
Spotkaliście się na parkingu przy Gminie i wyruszyliście... Pierwsze wrażenie - zablokowany jeden pas Piłsudskiego, obowiązkowa obstawa policji, itp. Ustalenie samej trasy tez z pewnością nie było łatwe. Dlaczego: Marki są organizmem miejskim pozbawionym wewnętrznej struktury, podzielonym na poszczególne fragmenty, a wszystko bierze się z chaotycznej, właściwie żadnej organizacji ruchu wewnętrznego. W Markach by gdzieś dojść, trzeba dotrzeć do głównej ulicy, podjechać dwa, trzy przystanki, po czym znowu zasuwać pieszo kilkaset metrów, niekiedy dużo więcej. Owszem, wiek XXI - samochody, kto ich nie ma ten gamoń, no ale młodzież, dzieci, młode matki, babcie z wózkami? Zza kółka samochodu rowerzyści tylko denerwują, podobnie wózki z niemowlętami na poboczach, dzieci idące z tornistrami do szkoły; wszystko to wkurza, zwłaszcza, że omijać trzeba wyrwy w asfalcie... Tymczasem ludzi próbujących po Markach spacerować, poruszać się rowerami przybywa, co mnie cieszy; widać młodych rodziców, dzieci - miasto żyje. Nie mogę spokojnie patrzeć na dziecięce wózki pchane po asfaltach, mijane, czy wyprzedzane przez samochody. A już zimą, kiedy śnieg z ulic spychany jest na chodniki (absurd wołający o pomstę do nieba, czy gdzie kto woli, ale tak jest: zimą piesi, dzieci z sankami zmuszone są rywalizować o swoje z kawalkadami samochodów)...
Mieszkańcy Marek, miasta pełnego zieleni, urokliwych zakątków, żeby pospacerować, zrelaksować się, spędzić rodzinnie dzień, ruszają do Warszawy. Tak to wygląda. Znowu pytanie: dlaczego, no i identyczna odpowiedź: Marki nie mają żadnej wewnętrznej struktury urbanistycznej, są po prostu zlepkiem jakichś fragmentów starego z nowym, zlepkiem pozbawionym odrobiny logiki. Dzisiaj co któryś biznesmen w Markach to "deweloper", więc trwa walka o każdy skrawek ziemi, żeby coś tam postawić, przeważnie tandetnie, bo z jak najtańszych elementów, no i bez troski o dojazd, nie mówiąc już o szerszym widzeniu zagadnień urbanistycznych.
Sporo po Markach chodzę czy jeżdżę rowerem, tu i tam posiedzę, poobserwuję jak to wygląda. Poszczególne fragmenciki Miasta żyją niejako w oderwaniu od reszty. Czy mieszkaniec Horowej Góry ma poczucie, że ten mały, ale ładny Park Briggsów należy jakoś i do niego? Że MOK jest centrum kultury w mieście? Jakie to ma dla niego znaczenie, skoro może wybrać coś w Warszawie, czy Radzyminie: samochód, rodzina, pieniądze i jedziemy tam gdzie jest jakoś fajniej, bardziej ludzko. Wielu mieszkańców Marek zazdrości dzisiaj Radzyminowi, krążą opinię, że tam to fajniej. Marki Radzyminem nie zostaną, rynku i dobiegających do niego uliczek mieć nie będą, stare kamieniczki w Markach skazane są na zatracenie; Marki są miastem o diametralnie innym charakterze. Ale czy muszą być takie?
Teraz pojawią się nowe inwestycje - gimnazjum na Wspólnej i basen. Przesłuchałem dyskusję Radnych - fajna rozmowa o jakuzzi, no naprawdę - powaliło mnie. Żadne pytanie w kontekście jednej czy drugiej inwestycji o dojazd. Pierwszy problem jaki się nasuwa z tak usytuowanym gimnazjum: będzie się chciało młodym Markowianom mieszkającym w okolicach Rejtana iść pieszo na Wspólną, czy skoro już - zechcą wsiąść na pobliskim przystanku do autobusu i pojechać do Warszawy? Powiem więcej: dla nich Warszawa jest czymś bliższym niż okolice Horowej Góry czy Wspólnej, nie mówiąc już o Strudze. Dlaczego? Bo dostać się tam w jakikolwiek sposób jest zwyczajnie trudniej. Młodzi ludzie nie lubią chodzić, ale na rowerze, na rolkach, czy desce lubią, no ale jak z tych urządzeń korzystać mieszkając w Markach?
Doskonale wiem, jak widzą to optymistycznie nastawieni radni (tu gratuluję zapewne nowego rekordu głosowania: sto razy na jednej sesji - no, no...
Dla optymistów sprawy nie ma: będzie gdzieś światło, skrzyżowanie, parking - nie ma sprawy. Dla pesymistów sprawa jest: ludzie podejmują wybory na swoją indywidualną skalę, pojedynczo, najwyżej w rodzinie, a co do decyzji o wyborze gimnazjum - gimnazjum na Wspólnej nie będzie łatwo. Zwracam uwagę, że gimnazjaliści nie lubią gdy rodzice podwożą ich pod szkoły samochodami.
Miasto, w którym nie rozwiązano (naprawdę trudnych, bardzo trudnych) podstawowych problemów komunikacyjnych, w którym nie ma gdzie się spotkać, posiedzieć, umówić, bo gdy już - trzeba samochodem; dojechać rowerem, spacerkiem, się nie da, to Miasto funduje sobie kosztowny luksus, coś jak kupowanie mebli w chwili gdy jeszcze nie ma schodów, czy okien...
Tu powinienem napisać o moich przemyśleniach, o tym co odłożyłem jakiś czas temu na bok uznawszy, że nierealne. No tak, mam pomysł, jakąś wizję jak zmienić, "udrożnić" Miasto i to w sposób, który przywróciłby je mieszkańcom, starym i nowym, zwłaszcza tym bo jak widzę oni są bardziej mobilni, przemykają rowerami po lasach, spacerują nosząc poboczami ulic dzieci "na barana"...
Rozpisałem się bo naprawdę jest o czym. Gdyby podrzucony temat zaowocował dyskusją, napiszę więcej o moich przemyśleniach. Na razie tyle dodam: nie chodzi mi o ścieżki rowerowe, chodniki, ale udrożnienie miasta, połączenie jego fragmencików, zbudowanie wewnętrznej struktury przez stworzenie swego rodzaju pasaży. Jeden z nich pojawił się w czasie rekultywowania wysypiska. Miano wówczas wokół niego stworzyć coś w rodzaju parku, czy miejsca wypoczynku - ścieżki, alejki, ławeczki, latarnie... Elementem podstawowym miała być aleja, czy pasaż łączący ulice Grunwaldzką z Okólną, wiodący obok stawu zwanego Meksykiem. Pasaż miał być oświetlony latarniami, mówiono coś o sezonowej, małej gastronomii. Jako pesymista wiedziałem, że nic z tego nie wyjdzie i nie wyszło, ale sam pomysł, z którym nie miałem nic wspólnego, pozostał i wydaje się coraz bardziej sensowny. Od myślenia o tej porzuconej koncepcji pojawiły się w mojej wyobraźni może za ambitne jak na skalę miasta wizje, ale chętnie się nimi podzielę, gdy Państwa zainteresują.
Pozdrawiam organizatorów. Mam nadzieję, że podobnych inicjatyw rowerowych pojawi się więcej. Gdyby co, sam mogę poprowadzić dwoma pięknymi szlakami, które lubię. Jadąc nimi trzeba od czasu do czasu zjechać do sąsiedniej Gminy - Nieporęt, ale nie szkodzi.
Z. Domolewski
Zdzisław Domolewski 6 czerwca 2011 20:35
Jak widzę podjęty przez mnie problem nikogo nie zainteresował. Może faktycznie jest zbyt abstrakcyjny, na wyrost, a może po prostu nikt w Mieście nie widzi sprawy ? nie wiem, w sumie nie zaskoczył mnie brak reakcji na mój skromny artykulik. Tak jest, że niektórzy obywatele uaktywniają się i mają wiele pomysłów przed kolejnymi wyborami, wtedy dochodzi do starć, czasem kłótni; wybory mijają ? dyskusje zanikają. Za trzy lata na nowo rozgorzeją dyskusje, pojawią się podziały, opcje polityczne, wybieranie przyszłości, czy stawianie na Marki 2050; wybory miną ? zostaniemy w Markach 2014.
Żeby z grubsza dokończyć: rozważając to co nazwałem wewnętrznym udrożnieniem Miasta, miałem na myśli stworzenie pasaży, czy może lepsze słowo ? tras komunikacyjnych wyłącznie do użytku pieszych, spacerowiczów, dzieci, wózków, rowerzystów. Jest to zamysł nie poparty głębszymi analizami, bo od tego są ludzie merytorycznie lepiej przygotowani; jest to koncepcja zrodzona w głowie człowieka o naturze idealisty i trochę fantasty. Jak pisałem, nie sądziłem, że to może być realne ze względu na koszty, no ale ośmieliło mnie to co nazywam szaleństwem inwestycyjnym, szaleństwem na kredyt oczywiście ? jakże inaczej. Jeżeli jedno szaleństwo zrodzone ad hoc w kilka tygodni, czy może w kilka minut zostaje potraktowane poważnie i realizowane, pozwalam sobie na szaleństwo, które Miasta nic nie będzie kosztować bo nie zostanie zrealizowane. Stąd moja odwaga. Może jednak przeczyta to ktoś młody, z wyobraźnią, potrafiący zauważyć w tym sens. Być może ten ktoś za ileś lat będzie mógł w Markach coś podobnego zrealizować z racji objęcia jakiejś funkcji, czy urzędu.
Te wymyślane przeze mnie od wielu lat trasy komunikacji wewnętrznej miałyby stworzyć możliwość poruszania się po Markach, spacerowania po nich, co za tym idzie ? emocjonalnego związania mieszkańców ze swoim miastem. Nawet gdyby Marki stały się w przyszłości fragmentem jakiejś warszawskiej dzielnicy, nie do końca zostałyby przez nią wchłonięte zachowując swego rodzaju wewnętrzną urbanistyczną i sentymentalną (nie boję się tego słowa) autonomię.
Wiadomo, ze nie da się tych tras wytyczyć ołówkiem na planie; nie budujemy od podstaw corbusierowskiej Brasilii, ale wchodzimy w zastany, chaotyczny układ ulic, placów, działek, i czego się tylko da, taki jaki jest w Markach,
Owe pasaże (słowo ? promenada brzmi nieco na wyrost, chociaż bardziej oddaje istotę pomysłu), owe pasaże powinny połączyć takie punkty w Mieście jak park Briggsów (z zaadaptowanym do potrzeb kultury budynkiem Przędzalni) Urząd Miasta, stadion, szkoły, kościoły, no i większe osiedla. Zaznaczam, że nie chodzi o trasy biegnące od punktu do punktu. Poszczególne pasaże łączyłyby czy to ścieżki rowerowe, czy zwykłe chodniki. Same pasaże byłyby po prostu alejami dla pieszych, ze ścieżkami rowerowymi, ławeczkami, latarniami. Małe ogródki z sezonowymi lokalami to już chyba za śliczne, ale gdyby właściciele pobliskich posesji coś takiego chcieli prowadzić ? piękna sprawa.
Proszę wybaczyć, ale pisanie tego nie idzie mi łatwo, co chwila zniechęcam się wiedząc z jakimi reakcjami mogę się liczyć, jakich oczekiwać odpowiedzi; wiem gdzie żyję: człowiek wyskoczy z czymś i zaraz pojawia się grupa mądrzejszych, którzy zechcą mu udowodnić, że na czymś się nie zna. Sądzę, że każdy starający się wyrazić swoją opinię czy tu, czy gdzie indziej, często rezygnuje dochodząc do wniosku, że to nie ma sensu, można wystawić się na ośmieszenie, czy plotki. Akurat ja podobnych reakcji się nie obawiam, są mi obojętne, ale moje chwilowe zniechęcenia biorą się z prostego pytania: czy to w ogóle ma sens i po co zajmować się czymś, co nie zostanie zrealizowane. Jedno co mnie zachęca: nadzieja, że w głowie któregoś z młodych ludzi, który być może to przeczyta, pomysły nierealne - takie jak ten zakiełkują i być może za ileś lat jakoś zaowocują.
Ludzie bardzo chętnie podejmują się realizacji rzeczy łatwych, które nie wiążą się z żadnym ryzykiem. Rzeczy trudniejsze przechodzą oczywiście trudniej, przeważnie w ogóle nie mają szans, ale to one zostawiają po pokoleniach ślady i są najtrwalsze. To co łatwo przychodzi łatwo znika; co przychodzi z trudem niesie za sobą głębszą wartość i zostaje w nas trwalej. Ludzie, którzy o coś walczyli, choćby o tę naszą dzisiejszą wolność słowa, czy wędrowania, szanują ją bardziej niż ci, którym zostało to dane bez wysiłku, za nic. Ci pierwsi są też bardziej wyczuleni na ograniczanie wolności od tych, którzy dostali ją za darmo. No i ci drudzy chętniej z wolności zrezygnują w zamian za byle co; ci pierwsi nie zgodzą się jej sprzedać.
Narażę się chyba znowu komuś, ale trudno: dowiedziałem się, że zmieniona ma być nazwa Parku Miejskiego, od lat zwanego potocznie ? Parkiem Briggsów. Nie podoba mi się ten pomysł. Nie wspomnę już o skali Imienia, które ma mały nasz park nosić, nie wspomnę o zacieraniu śladów przeszłości, ale niestety, muszę zwrócić uwagę na prostotę i łatwość tej zmiany. To sprawi, że nazwa się nie przyjmie, a kto wie ? być może zdeprecjonuje też pewne Imię.
Tu przedstawię kolejny nierealny pomysł, który wiąże się z ideą pasaży. Chodzi mi o stworzenie nowego, większego parku w mieście i nadanie mu imienia Jana Pawła II. Prawda, że trudniejsze i nierealne na pozór? Prawda, że gdyby się udało byłoby piękniejszym upamiętnieniem tego niezwykłego Człowieka - Błogosławionego? Prawda, że trwalszym? Dlaczego nie możemy zdobyć się na to by stworzyć nowy park, nie wiem gdzie, ale choćby w okolicach stawu zwanego Meksykiem. Piękny teren, woda, las, stara strzelnica, no i teren chyba nie nadający się do sensowniejszego zagospodarowania. Czemu nie stworzymy pięknego parku, w którym każdy z mieszkańców będzie mógł zasadzić swoje drzewo, czy drzewa jako znak pamięci, gdzie powstaną ścieżki noszące nazwy związane z Janem Pawłem II, jak choćby ? Aleja Barki, Ścieżka Modlitwy... A może umieszczone tam kamienie z sentencjami Naszego Papieża nabrałyby pięknego sensu?
Są w Markach stare drzewa, których właściciele posesji chcą się pozbyć ? dlaczego te drzewa nie mogłyby zostać przeniesione do takiego parku?
Są to pomysły z gruntu nierealne, ba ? mogące nawet komuś się nie spodobać bo trwają zmagania deweloperów, którzy inaczej widzą i pojmują miasto, ale trudno ? chodziły mi po głowie od lat, chociaż wydawały się na wyrost, więc nosiłem je w sobie, aż tu nagle dowiaduję się, że pomysły z mojego punktu widzenia bez sensu i na wyrost przechodzą bez problemu, więc co robić ? ośmielam się opowiedzieć i o swoim widzeniu Miasta. Wiem, że bez sensu, ale co zrobić, pośród ludzi trzeźwo myślących, znających się na ekonomii i wielu poważnych sprawach są i tacy osobnicy jak ja ? z pomysłami, na które Miasto po prostu nie stać. Z góry za to Władze Miasta przepraszam.
Zdzisław Domolewski
Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa