Tym razem to Promil został zaskoczony!

Mikołaj Szczepanowski MareckaLigaFutsalu

 11 lutego 2014    16:09

TB - Promil 10:6



W zgoła odmiennych nastrojach przystępowały do tego meczu obydwa zespoły. TB zajmowało ostatnie miejsce w tabeli i jako jedyna drużyna nie miała na swoim koncie nawet punktu. Promil natomiast w dobrym stylu wygrał przed tygodniem z faworyzowanym In Plusem. Dlatego też pojedynek z TB miał być w ich odczuciu lekki i przyjemny. Historia nie raz jednak pokazała, że żadnego przeciwnika nie należy lekceważyć.
I już po 3 minutach mieliśmy na to jasny dowód gdy Robert Nieradka pewnym strzałem zmusił do kapitulacji Darka Wasia. Dwie minuty później kolejny cios zadał nowy nabytek drinkersów - Michał Lewandowski. Na twarzach zawodników Marcina Nowaka pojawił się szok i niedowierzanie, które zwiększyło się w 6 minucie po kolejnej bramce Roberta Nieradki. Chyba nikt nie spodziewał się takiego początku w wykonaniu głównie TB bo Promil praktycznie nie istniał. Drużyna Mikołaja Szczepanowskiego zanotowała ogromny progres w porównaniu z poprzednią edycją i teraz z przyjemnością patrzy się na grę tego zespołu. W 12 minucie Darek Waś po raz czwarty musiał wyciągać piłkę z siatki. Tym razem jego pogromcą był Maciej Wojciechowski, który w swoim niekonwencjonalnym stylu umieścił piłkę między słupkami.
Gdy minutę później drugi raz do meczowego protokołu wpisał się Michał Lewandowski to nikt już nie miał wątpliwości, że gospodarze są na najlepszej drodze do zainkasowania kompletu punktów. Wprawdzie w 14 i 15 minucie Marcin Nowak dwukrotnie pokonał Przemka Zadruskiego, ale kolejna bramka Nieradki nie pozostawiała złudzeń do kogo należeć będzie to spotkanie. 6:2 do przerwy to i tak dobry wynik dla Promilu ponieważ TB mogło a nawet powinno prowadzić znacznie wyżej.
W drugiej połowie do Promilu dołączył nieobecny wcześniej Darek Rosiński. Mimo tego i tak to gospodarze jako pierwsi znowu zdobyli bramkę. Swoją trzecią bramkę w pierwszym występie w MLF zdobył Michał Lewandowski. Dwie minuty później do siatki drinkersów trafił Patryk Ratke, który do tej pory był zupełnie bezradny w starciu z lepiej prezentującymi się rywalami. W 33 minucie na listę strzelców wpisał się także Rosiński i Promil poczuł, że jeszcze nie wszystko stracone. Jednak bramki Piotra Wiechowicza i Roberta Nieradki sprawiły, że jakiekolwiek marzenia o ugraniu czegoś więcej prysły. Gości stać było jeszcze tylko na gole zdobyte przez Ratke i Fronczka, ale były to tylko trafienia na otarcie łez. Ich radość rozdzieliła w międzyczasie bramka zdobyta przez Pawła Brodowskiego. Ostatecznie spotkanie zakończyło się w pełni zasłużonym zwycięstwem TB i sensacja, bo tak można to nazwać, stała się faktem. Gospodarze dali z siebie wszystko i w ich grze nie było słabych elementów. Cała układanka funkcjonowała tak jak należy i była idealnie dopasowana pod każdym względem. Promil zaś wyglądał bardzo blado na tle "kanarków". Dopiero gdy pojawił się Darek Rosiński to gra zespołu uległa poprawie. Bez tego zawodnika nawet Patryk Ratke nie jest w stanie pociągnąć drużyny do zwycięstwa.

Zawodnik meczu: Robert Nieradka (TB)

Transfer tego zawodnika okazała się strzałem w "10". Znakomicie dyryguje zespołem i koryguje każde złe ustawienie. Widać, że ma duży wpływ na kolegów z zespołu zarówno na placu gry jak i po za nim. To kolejny zawodnik, który znacznie podniósł poziom tegorocznej ligi.

TB:

Nieradka 3, 6, 17, 35
Lewandowski 5, 13, 25
Wojciechowski 12
Wiechowicz 35
Brodowski 38

Promil:

Nowak 14, 15
Ratke 27, 36
Rosiński 33
Fronczek 39

Kanonierzy - Grom 5:9


Hit czwartej kolejki MLF miał dostarczyć sporą dawkę sportowych emocji na wysokim poziomie. Zagwarantować mieli to przede wszystkim aktorzy tego spektaklu - Piotr Jaros i Adam Stromecki (Grom) oraz Karol Kupisiński i Przemek Kaczmarczyk (Kanonierzy). Na korzyść mareckiego "Arsenalu" przemawiała także obecność ich kapitana i dobrego ducha zespołu - Mateusza Grochowskiego. Jak jednak wszyscy doskonale wiedzą nazwiska nie grają i swoją wyższość trzeba było udowodnić na parkiecie przez pełne 40 minut.
Już pierwsze minuty pokazały, że zawodnicy Kanonierów myślami byli wciąż chyba przy porażce ich idoli z Liverpoolem ponieważ Grom w ciągu dwóch minut zdobył dwie bramki. Najpierw w 2 minucie Łukasza Paciorka pokonał Jeremiasz Kolompar. Po chwili to sami uczynił Piotr Bogoński i gospodarze przeżywali ogromny szok. Dodatkowo nic nie wskazywało, że szybko z niego wyjdą bo podopieczni Grzegorza Wojdy nie zamierzali zwalniać tempa. Swoich szans szukał jak zawsze aktywny Piotr Jaros, ale żaden z jego strzałów nie znalazł drogi do bramki. Kanonierzy bardziej niż grą w piłkę zajmowali się zaś wewnętrznymi sprzeczkami. Dziwi, że tak doświadczony zespół wiedząc ile ma jeszcze czasu na odrobienie strat marnował go na niepotrzebne dyskusje. Najwięcej ochoty do gry przejawiał Karol Kupisński, który znany jest z tego, że wyjątkowo nie znosi porażek. Wspierać go próbowali Mateusz Grochowski, Darek Szymanowicz i Przemek Kaczmarczyk, ale składnych akcji w ich wykonaniu było jak na lekarstwo. W 8 minucie kolejną bramkę zdobył Kolompar i Kanonierzy byli na łopatkach. Wiadomo było bowiem, że w takich meczach ciężko będzie odrobić różnicę trzech goli. Gospodarze próbowali i tego odmówić im nie można, ale Grom wyjątkowo dobrze organizował swoją grę i nie pozwalał na zbyt wiele swoim rywalom. W 15 minucie bramkę zdobył wreszcie Darek Szymanowicz i fani Arsenalu Londyn mogli choć na chwilę odetchnąć z ulgą. Ale do końca pierwszej połowy na nic więcej ich stać nie było. Grom natomiast miał kilka dogodnych sytuacji bramkowych, ale Piotr Jaros nie mógł przełamać swojej niemocy.
Udało mu się to dopiero po przerwie gdy w swoim stylu mocnym uderzeniem nie dał Łukaszowi Paciorkowi najmniejszych szans na skuteczną interwencję. W 25 minucie swoje trafienie zaliczył także ten, który również na to zasługiwał czyli Adam Stromecki. Najbardziej doświadczony zawodnik Gromu grał zupełnie inaczej niż przed tygodniem. I gołym okiem widać było jak wiele potrafi dać swojej drużynie gdy jest skupiony tylko i wyłącznie na grze. Kanonierzy natomiast nie mieli już nic do stracenia i ruszyli odważniej na przeciwnika. To przyniosło efekt w 28 minucie gdy golkipera gości zaskoczył Piotrek Pszczółkowski. Dwie minuty później do celu trafiło także uderzenie Karola Kupisińkiego i zaczęło się pojawiać pytanie - czy nie można było tak od samego początku? Ale czasu na takie rozważania było co raz mniej a Grom mimo chwilowego przestoju nie dawał odczuć, że coś jeszcze w tym spotkaniu im zagrozi. W 32 minucie indywidualną akcją popisał się Adam Stromecki i piłka zatrzepotała w siatce. W 34 minucie przypomniał o sobie kapitan Kanonierów - Mateusz Grochowski, który posłał piłkę obok bezradnie interweniującego golkipera gości. Błyskawiczna odpowiedź Jarosa skutecznie zatrzymała zapędy zawodników w białych koszulkach. Nawet trafienie Kupisińskiego wiele nie zmieniło bo Grom jeszcze dwukrotnie znalazł sposób na bramkarza gospodarzy. Ostatecznie paradoksalnie wynik 9:5 dla drużyny Grześka Wojdy powinien również cieszyć Kanonierów. Był to bowiem najniższy wymiar kary jaki mogli otrzymać.
Przed startem ligi gospodarze zapowiadali nawet walkę o srebro... Jeżeli nie zmienią swojego podejścia i nie będą stawiali się w pełnym składzie to środek tabeli może być dla nich szczytem możliwości. Grom natomiast pokazał, że gdy jego zawodnicy grają a nie sędziują to wszystko wygląda o niebo lepiej. Na pewno jeszcze nie jednej drużynie odbiorą marzenia o końcowym triumfie.

Zawodnik meczu: Adam Stromecki (Grom)

Wreszcie zagrał tak jak za czasów pierwszej edycji MLF. Skupił się tylko i wyłącznie na grze dzięki czemu efekty przyszły bardzo szybko. Znakomicie kierował całą drużyną. To od niego zaczynało się większość akcji Gromu.

Kanonierzy:

Szymanowicz 15
Pszczółkowski 28
Kupisiński 30, 36
Grochowski M. 34

Grom:

Kolompar 2, 8
Bogoński 3, 39
Jaros 23, 35, 37
Stromecki 25, 32

*

Dol Bud 9:10 Prestige



Dol Bud był wyraźnie niepocieszony po ostatniej kolejce. Wprawdzie wywalczył w spotkaniu z Gromem cenny punkt, ale Mariusz Wachowicz i spółka wiedzieli, że można było osiągnąć znacznie więcej. Takie jednak są paradoksy piłki - przed meczem wzięliby remis w ciemno. Po jego zakończeniu pozostawał tylko niedosyt z braku kompletu punktów. Bo zgarnięcie całej puli było w zasięgu Dol Budu.
Prestige podchodziło do tego pojedynku w roli delikatnego faworyta. Przed tygodniem tylko nieznacznie ulegli bowiem AGD Marking a ich gra w tym meczu mogła napawać optymizmem.
I zgodnie z przewidywaniami jako pierwsi do ataku ruszyli goście. Najpierw przedrzeć starał się Terpiłowski a po chwili golkipera Dol Budu zaskoczyć próbował Kamil Skwierczyński. W odpowiedzi groźnie uderzał Tomasz Ruzik, ale i jego strzał nie znalazł drogi do bramki. Wspomnianą drogę znalazło za to uderzenie Maksyma Domańskiego, który w 5 minucie dał prowadzenie swojej drużynie. 3 minuty później było już 0:2 po akcji Tomasza Terpiłowskiego. Gospodarze szybko wzięli się jednak za odrabianie strat i po kilkunastu sekundach kontaktową bramkę zaliczył Ruzik. Prestige nie było jednak skłonne do jakichkolwiek ustępstw i w 10 minucie do siatki trafił Kamil Skwierczyński. Minutę później rezultat podwyższył Terpiłowski i koszmar Dol Budu powrócił. Mimo kilku prób Grzegorza Konopki i Tomasza Struzika stan zdobyczy bramkowych ich zespołu w dalszym ciągu stał w miejscu. Zawodnicy Kamila Żochowskiego chyba zbyt wcześnie uwierzyli, że jest już po meczu. Ambitnie grający rywale dzięki swojej zawziętości doprowadzili bowiem do wyrównania po bramce Wyszyńskiego i dwóch trafieniach Grzegorza Konopki. Dol Bud powrócił zatem do gry w kapitalnym stylu. Remis 4:4 zapowiadał przed drugą częścią meczu sporą dawkę emocji.
I faktycznie drugie 20 minut rozpoczęło się zaskakująco dobrze dla gospodarzy. Zupełnie zaskoczeni zawodnicy Prestige spokojnie się przyglądali jak do ich bramki trafiają kolejno Ruzik i Konopka. Czyżby szykowało się pierwsze zwycięstwo graczy w ciemnych koszulkach?
W tak ważnym momencie sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Kamil Żochowski, który w 27 minucie wykończył składną akcję całego zespołu. Przykład ze swojego kapitana wziął po chwili Leończuk i stan meczu znowu został wyrównany. Gra w raz z upływającym czasem co raz bardziej się rozkręcała. Nikogo nie zadowalał podział punktów, ale wymiana cios za cios trwała nadal. W 31 minucie golkipera Prestige zaskoczył Maciej Doliński, ale 60 sekund później zemścił się Terpiłowski. Na bramkę Ruzika odpowiedział znowu Terpiłowski i wszyscy zastanawiali się czy taka wymiana utrzyma się do samego końca. W 36 minucie tym razem jako pierwszy bramkę zdobył nie kto inny jak Terpiłowski, ale szybko wyrównał... Ruzik! Gdy jeszcze w tej samej minucie błąd defensywy Dol Budu wykorzystał Kamil Skwierczyński większość obserwatorów oczekiwała, że i tym razem padnie wyrównanie. Niestety dla gospodarzy ich rywale nie dali się już zaskoczyć i dowieźli do końca jednobramkowe prowadzenie.
Na pewno sprawiedliwym wynikiem byłby remis, ale w piłce zwycięża po prostu ten kto zdobywa więcej bramek. Tym razem o jedną więcej zdobył Prestige i zgodnie ze starym porzekadłem - zwycięzców się nie sądzi. Dol Bud pokazał niesamowite zaangażowanie i dużą wole walki. Ambitnie grający gospodarze muszą jednak zwrócić baczniejszą uwagę na niewymuszone błędy w defensywie. Gdy poprawią ten element to o zwycięstwa będzie znacznie łatwiej.

Zawodnik meczu: Tomasz Terpiłowski (Prestige)

To głównie dzięki niemu Prestige mogło cieszyć się z kompletu punktów. Przebojowy zawodnik w odpowiednim momencie wziął na siebie ciężar gry i sprawił, że Dol Bud nie miał szans na zbyt dalekie odjechanie.

Dol Bud:

Ruzik 8, 23, 33, 37
Wyszyński 16
Konopka 17, 19, 25
Doliński M. 31

Prestige:

Domański 5
Terpiłowski 8, 11, 31, 34, 36
Skwierczyński K. 10, 37
Żochowski 27
Leończuk 28

*

All Stars Jasienica - AGD Marking Słupno 6:12



Odebranie punktów drużynie ze Słupna ma na celu każda rywalizująca z nią ekipa. All Stars mając w składzie takich zawodników jak Piotrek Koza czy Konrad Bylak również wyszło na parkiet z takim założeniem. Gospodarze zostali jednak bardzo szybko sprowadzeni na ziemie gdy już w 3 minucie strzelanie rozpoczął Paweł Łupiński. W 6 minucie było już 2:0 a Piotrka Kozę pokonał tym razem Marcin Wyszyński. All Stars próbowało atakować głównie za sprawą bardzo aktywnego Bylaka, ale Dariusz Matusiak nie dawał się zaskoczyć. W 8 minucie nie miał jednak najmniejszych szans przy bardzo mocnym uderzeniu Bylaka i zrobiło się 1:2. Kontaktowa bramka pozwalała uwierzyć gospodarzom, że są w stanie pokrzyżować plany przeciwników. AGD nie zamierzało jednak im tego ułatwiać i w kolejnej akcji piłkę do siatki wpakował "Gija". W 11 minucie po kilku nieudanych próbach swoje trafienie zaliczył także Daniel Giera. Drużyna ze Słupna ani na moment nie zwalniała tempa i raz po raz punktowała gospodarzy. W 13 minucie uczynił to ponownie Łupiński a dwie minuty później wyczyn kolegi skopiował Giera. Wynik 1:6 w zupełności oddawał przebieg spotkania. Goście grali solidnie w obronie i zabójczo skutecznie w ataku. Dwojący a momentami trojący się w bramce Koza i próbujący zaczepnych akcji Bylak to zdecydowanie za mało na takiego przeciwnika jak AGD. Gdy w 17 minucie kolejną bramkę zdobył "Gija" to stało się jasne, że tylko cud może uchronić All Stars od wysokiej porażki. Wprawdzie w 18 minucie znowu dał o sobie znać Konrad Bylak, ale szybko odpowiedział Adrian Płócienniczak i bezpieczna przewaga wciąż była zachowana. Wynik 8:2 został przez gości dowieziony do końca pierwszej odsłony i na drugą mogli wyjść na większym luzie.
Drugie 20 minut rozpoczęło się identycznie jak pierwsze czyli od szybko zdobytej bramki przez Pawła Łupińskiego. Sam przebieg meczu różnił się jednak znacznie od tego co mogliśmy zaobserwować w pierwszej części. All Stars zaczęło wreszcie grać odważniej i to przekładało się na częstsze pod bramką Matusiaka. Niestety szwankowała przede wszystkim skuteczność. AGD nie miało z tym natomiast żadnych problemów i w 26 minucie na listę strzelców wpisał się Konrad Jezierski. W odpowiedzi wreszcie niemoc strzelecką przełamał Marcin Wiśniewski. Po chwili swoją trzecią bramkę zdobył Bylak a w 33 minucie drugi raz Matusiaka zaskoczył Wiśniewski. Mimo, że zespół ze Słupna wciąż dysponował sporą przewagą to All Stars udowadniało, że tanio skóry nie sprzedadzą. Na zdobytą w 35 minucie przez Daniela Gierę bramkę błyskawicznie dopowiedział Marcin Rybak. Ale była to już 37 minuta spotkania i szans na chociażby remis nie było najmniejszych. Na dodatek wynik na 12:6 ustalił w 38 minucie Daniel Giera.
All Stars przespało całą pierwszą połowę a tak doświadczony zespół jak AGD Marking wykorzystał to bezlitośnie. Gdyby nominalni gospodarze zagrali całe spotkanie tak jak próbowali w drugiej odsłonie to może wynik nie byłby aż tak wysoki. Goście zrobili natomiast to co do nich należało - przyjechali, wygrali i potwierdzili, że walka o mistrzostwo MLF będzie w tym sezonie wyjątkowo emocjonująca.

Zawodnik meczu: Daniel Giera (AGD Marking Słupno)

Ciężko było kogoś wybrać z drużyny AGD ponieważ cały zespół rozegrał solidne spotkanie. Napastnik ze Słupna przejawiał jednak największą chęć do gry i zdobywania bramek. Tym razem mógł zapisać na swoim koncie 4 trafienia.

All Stars Jasienica:

Bylak 8, 18, 29
Wiśniewski 27, 33
Rybak 37

AGD Marking Słupno:

Łupiński 3, 13, 21
Wyszyński 6
Markozashvili 9, 17
Giera 11, 15, 35, 38
Płócienniczak 19
Jezierski 26

*



W 4 kolejce MLF doświadczonemu In Plusowi przyszło zmierzyć się z młodym, perspektywicznym Galacticosem. Księgowi wzmocnili się najlepszym strzelcem i zawodnikiem ubiegłego roku - Michałem Madejem, który miał zdecydowanie poprawić jakość gry w ekipie Patryka Galla. Galaktyczni od samego początku grali bardzo uważnie w defensywie nie pozwalając na zbyt wiele zarówno Madejowi jak i Sebastianowi Ryńskiemu. "Niebiescy" byli wyraźnie zaskoczeni taką postawą rywala i przez pierwsze minuty nie byli w stanie zagrozić bramce strzeżonej przez Damiana Zielińskiego. Ku jeszcze większemu zaskoczeniu w 7 minucie goście objęli prowadzenie po precyzyjnym strzale Mateusza Motyczyńskiego. Nie minęło jednak 60 sekund i do wyrównania doprowadził Sebastian Ryński. Obraz meczu w dalszym ciągu się nie zmieniał - wyrównana walka trwała w najlepsze. W 10 minucie błąd defensywy In Plusu wykorzystał Kuba Nowak, który posłał "zinę" obok bezradnego Łukasza Bestrego. Księgowi ruszyli o natychmiastowego odrabiania strat, ale udało im się to dopiero w 13 minucie. W głównej roli po raz kolejny wystąpił Ryński, który wyrasta na czołową postać swojej drużyny. W 16 minucie przebudził się wreszcie Michał Madej i było 3:2 dla zeszłorocznych mistrzów MLF. Kilkanaście sekund później sędzia podyktował rzut karny dla księgowych. Do piłki podszedł Madej, ale jego intencje wyczuł Damian Zieliński. Młody golkiper odbił jednak piłkę przed siebie i z dobitką nie miał już szans. W 17 minucie snajper gospodarzy skompletował hat-tricka i młodzi rywale byli w potrzasku. Momentem przełomowym była osiemnasta minuta kiedy czerwonymi kartkami ukarani zostali Madej i Motyczyński. Obaj od samego początku toczyli zażarte pojedynki i jeden z nich w końcu zakończył się otrzymaniem eliminującego z dalszej gry kartonika. Stratę kluczowego zawodnika zdecydowanie bardziej odczuł Galacticos. In Plus już nie raz pokazał bowiem, że jest w stanie poradzić sobie bez swojego "kilera". Galaktyczni bez Motyczyńskiego nie wyglądają zaś tak dobrze... Na ich szczęście do przerwy utrzymał się wynik 5:2 dla drużyny Patryka Galla i na odrobienie trzech bramek mieli całe 20 minut.
I druga odsłona dawała początkowo nadzieję, że wielkiego lania nie będzie. Do 28 minuty gra była bardzo wyrównana a swoje okazje mieli jedynie Ryński (In Plus) i Nowak (Galacticos). W końcu ten pierwszy przełamał chwilową niemoc i zdobył premierowe trafienie drugiej odsłony. Od tego momentu księgowi zdominowali parkietowe wydarzenia. Najpierw w 29 minucie Zielińskiego pokonał Wilczyński a po chwili to samo uczynił Patryk Gall. Zdobyta przez kapitana In Plusu bramka należała do gatunku kuriozalnych i w dużej mierze obciąża konto młodego golkipera galaktycznych. W 32 minucie sędzia podyktował drugi rzut karny dla gospodarzy. Brak Madeja sprawił, że na egzekwowanie tego stałego fragmentu gry zdecydował się Patryk Gall. I udowodnił tym samym, że ten element gry opanował zdecydowanie lepiej od swojego kolegi z drużyny. W 34, 36 i 39 swoje kolejne bramki zdobył Sebastian Ryński i pogrom stawał się faktem. W samej końcówce hat-tricka skompletował jeszcze Gall a Ryński dołożył siódme swoje trafienie i skończyło się 14:2 dla In Plusu.
Księgowi wygrali zdecydowanie choć pierwsze 15 minut nie zapowiadało takiego rezultatu. Galaktycznym starczyło sił i zaangażowania jedynie na ten pierwszy kwadrans. Z każdą kolejną minutą było co raz gorzej a zejście Mateusza Motyczyńskiego okazało się gwoździem do przysłowiowej trumny. Zawodnicy Marcina Kapusty muszą szukać punktów w kolejnych spotkaniach, które nie będą wcale takie łatwe...

Zawodnik meczu: Sebastian Ryński (In Plus)

Napastnik In Plusu powraca do wielkiej formy. Jego strzeleckie popisy w tym spotkaniu tylko utwierdziły nas w przekonaniu, że w tym sezonie Ryński powalczy o kolejną w swojej karierze koronę króla strzelców.

In Plus:

Ryński 7, 13, 28, 34, 36, 39, 40
Madej 16, 16, 17
Wilczyński 29
Gall 30, 32, 39

Galacticos:

Motyczyński 7
Nowak 10

*

Incognito - Niespodzianka 3:13




Żadnej drużyny nie trzeba w jakiś szczególny sposób mobilizować przed meczem z Niespodzianką. Wszystkie ligowe zespoły marzą bowiem o odebraniu punktów drużynie, która uchodzi za głównego faworyta do zdobycia mistrzostwa MLF. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że pokonanie Niespodzianki smakuje wyjątkowo wybornie. Kilku zawodników Incognito przekonało się o tym na własnej skórze w ubiegłym roku gdy jeszcze pod nazwą "Estudiantes" nie pozostawili złudzeń ekipie gości. Zeszłoroczna porażka pozbawiła Niespodziankę nie tylko szans na złoto, ale sprawiła także, że w zasięgu pozostał jedynie brąz. Zawodnikiem, który praktycznie w pojedynkę rozmontował defensywę faworyta był... Rafał Barzyc. Tym razem już w barwach Niespodzianki miał zamiar zrobić wszystko aby ponownie zejść z parkietu w roli zwycięzcy.
Początek meczu tylko potwierdzał słowa zawarte we wstępie - zmobilizowane Incognito ruszyło szybko na swojego rywala. Przyzwyczajona do takich sytuacji Niespodzianka spokojnie czekała aż ich przeciwnicy wyładują swoje akumulatory. Od pierwszych minut widać było, że najwięcej chęci do gry przejawia wspomniany Barzyc. Napastnik Niespodzianki starał się wypracowywać sobie dogodne okazje bramkowe, ale kryty momentami przez dwóch rywali nie mógł w pełni rozwinąć skrzydeł aż do 6 minuty. To właśnie wtedy po kilku nieudanych próbach znalazł w końcu sposób na Sebastiana Puławskiego i otworzył wynik spotkania. Taki stan rzeczy nie trwał jednak długo ponieważ już po minucie było 1:1 a bramkę zaliczył Marcin Radzki. W 9 minucie za dyskusje z sędzią żółtą kartką upomniany został Łukasz Zalewski. Gra w przewadze jednego zawodnika miała być idealną szansą dla Incognito. Zawodnicy Sebastiana Puławskiego zagrali jednak zbyt zachowawczo i zamiast wyżej zaatakować rywala grali tak jakby siły były wyrównane. Natomiast doświadczona Niespodzianka umiejętnie szanowała piłkę i w 11 minucie po trafieniu Barzyca ponownie wyszła na prowadzenie. Drużyna gości nie wyciągnęła jednak wniosków z siódmej minuty i po raz kolejny dała się błyskawicznie zaskoczyć. Tym razem Krzyśka Ratajczyka pokonał Adrian Szubierajski. Od tego momentu Incognito jeszcze bardziej starało się wywrzeć presję na swoich przeciwnikach poprzez stosowanie wysokiego pressingu. Podopieczni Sebastiana Puławskiego nie wzięli jednak pod uwagę tego, że mecz będzie trwał jeszcze co najmniej 25 minut a ich siły z minuty na minutę wyraźnie słabły. W 16 minucie wykorzystał to ponownie Rafał Barzyc, który skompletował w tym momencie klasycznego hat-tricka. Dwie minuty później bramkę dołożył golkiper Niespodzianki - Krzysztof Ratajczyk i było 4:2 dla pretendenta do zdobycia mistrzostwa MLF. Takim też wynikiem zakończyła się pierwsza połowa, która mimo wszystko zadowalać powinna głównie gospodarzy. Uzyskany rezultat dawał im bowiem realne szansę i przede wszystkim nadzieję na odwrócenie losów meczu.
Druga część spotkania rozpoczęła się od ataków Niespodzianki, ale ani Łukasz Zalewski ani Grzesiek Polak nie mogli dobrze się wstrzelić w bramkę gospodarzy. Nie miał z tym natomiast żadnych problemów Rafał Barzyc, który w 23 minucie "ukąsił" po raz czwarty. Wynik 5:2 dawał faworytom co raz większy komfort psychiczny choć sporadyczne ataki Incognito były naprawdę groźne. Zawodnikom Sebastiana Puławskiego brakowało w kluczowych momentach zimnej krwi. Z drugiej jednak strony w bramce Niespodzianki kapitalnymi interwencjami popisywał się Krzysiek Ratajczyk. Po kolejnych w jego wykonaniu robinsonadach za głowę łapali się kolejno Adrian Szubierajski, Mariusz Kwiatkowski i Marcin Sarnacki. W 27 minucie padła szósta bramka dla gości a do protokołu meczowego wpisał się Rafał Jeż. Po następnej dobrej akcji powinno być 7:2, ale strzał Łukasza Zalewskiego został w ostatnim momencie zablokowany przez Puławskiego. Zamiast bramki dla Niespodzianki mieliśmy za to trafienie dla Incognito. Broniącego jak w transie Ratajczyka pokonał po raz drugi Szubierajski. Zawodnicy gospodarzy odetchnęli z ulgą, ale nie wiedzieli jeszcze, że był to ostatni tak mocny akcent w ich wykonaniu. Od tego momentu na placu gry istniała tylko i wyłącznie Niespodzianka oraz jej lider - Rafał Barzyc. Ten zabójczo skuteczny zawodnik wpisał się na listę strzelców kolejno w 32, 35, 37, 38 i 39 minucie. W jego niesamowitą serię wmieszał się w 33 minucie Rafał Jeż zdobywając tym samym swoją drugą bramkę w tym meczu. Festiwal strzelecki zamknął w 39 minucie Grzesiek Polak, który wykorzystał idealne podanie od Łukasza Zalewskiego. Końcowy wynik 3:13 mówi sam za siebie - Niespodzianka odniosła kolejne zwycięstwo w imponującym stylu. Oczywiście nie można powiedzieć, że od 32 minuty Incognito zaprzestało stwarzać sobie jakichkolwiek okazji. Jednak na nieszczęście gospodarzy ich sporadyczne sytuacje kończyły się na Krzyśku Ratajczyku.
Dla Sebastiana Puławskiego i spółki są jednak i pewne pozytywy po tym spotkaniu. Otóż dwa najcięższe mecze (z AGD Marking Słupno i Niespodzianką) mają już za sobą dzięki czemu teraz może być już tylko i wyłącznie lepiej.
Natomiast Niespodzianka pokazała swoja ogromną siłę rażenia. W tym sezonie jest wyjątkowo mocna i wydaje się, że zagrozić jej może tylko ktoś z dwójki AGD Marking - In Plus. Należy także podkreślić, że w jej składzie zabrakło Damiana Pacuszki i Dariusza Piwowarka. Sebastian Puławski chyba nie chce nawet się zastanawiać co by było gdyby Niespodzianka zebrała się w pełnym składzie....

Zawodnik meczu: Rafał Barzyc (Niespodzianka)

Fenomen - tak w skrócie można opisać tego zawodnika. To co wyprawia z piłką napastnik Niespodzianki nie mieści się w głowie. Ma niespożyte siły - jest pierwszy w obronie i pierwszy w ataku. Ktoś trafnie stwierdził, że jest to zawodnik z innej planety. I nie chodzi tu wcale o taki sens, że miałby się w jakiś sposób różnić wyglądem od mieszkańców Ziemi. Po prostu ten "gość" nie ma sobie równych nie tylko w Mareckiej Lidze Futsalu, ale w każdych innych rozgrywkach, w których bierze udział. Wielu obserwatorów stwierdziło nawet odważnie, że między nim a pozostałymi zawodnikami MLF znajduje się ogromna przepaść. I po tym meczu chyba trudno nie zgodzić się z tymi słowami.

Incognito:

Radzki 7
Szubierajski 12, 31

Niespodzianka:

Barzyc 6, 11, 16, 23, 32, 35, 37, 38, 39
Ratajczyk 18
Jeż 27, 33
Polak 39

*
Relacje: Marcin Boczoń
*







Puchar ligi odbędzie się prawdopodobnie w jedną z niedziel w marcu.

Galeria

zdjecie: 61919
fot. 1
fot. 3
fot. 4
fot. 5
fot. 6
fot. 7
fot. 8
fot. 9
fot. 10
zdjecie

Mikołaj Szczepanowski

Mikołaj Szczepanowski - współpracuje z portalem od 2006 roku

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry