9 września 2009 20:07
Na fali roszczeń, które jak kraj długi i szeroki, nie dają władzom spokoju, może i ja coś skorzystam. Tu stoczniowcy, tam pielęgniarki, tu chcą obwodnicy, tam przeciw obwodnicy protestują, to znowu plac zabaw dla dzieci. No, jak w grę wchodzą dzieci, to sukces zapewniony.
Podobno, nawet w Polsce zdarza się, że dzieci głodują, ale jak to dzieci, nawet głodne, pobawić się rade. Zabawa zawsze miała mocne miejsce w naszej obyczajowości i nie zniechęcały nas do niej żadne okoliczności, ani niewola, ani kryzysy, ani trudności finansowe.
Naszym obywatelom spodobał się plac zabaw w Legionowie, u nas też ma być taki. Dobrze, że nie zauważyli wodotrysku przed legionowskim ratuszem, dopiero by burmistrz miał kłopot, bo gdzie tu u nas wodotrysk, toć miejsca nie staje.
A teraz moje dwa indywidualne roszczenia.
Pierwsze to z dziedziny ekologicznej. Mieszkam w pobliżu pięknego, starego kasztanowca. Właściwie piękny to on był kiedyś. Teraz zdarza mu to się tylko w porze wiosennej. Potem, zresztą wszyscy wiedzą, co jest z tymi drzewami potem, szkoda opisywać.
Wzruszają mnie usiłowania naszych speców od zieleni. Te plasterki są wzruszające. Ale brudzą!. Kiedyś na cmentarzu otarłem się rękawem i bluza nadaję się tylko do prac w ogrodzie. Owszem, coś się tam do plasterków przykleja. Ale czas już chyba zauważyć, że to nic nie daje i dać sobie spokój.
Fachowcy mówią, że spadłe liście należy palić. Kiedyś spróbowałem, ale zaraz przyjechał policjant i kazał zgasić. Co gorsza zapowiedział, że jak dalej będą skargi, to zapłacę 200 złotych.
Chore drzewa przestały być ozdobą, nie spełniają swojej roli, jaką jest asymilacja dwutlenku węgla. Chyba sytuacja dojrzała do tego, żeby zdecydować: leczyć, czy usunąć. Jeśli leczyć to bez markowania działań, jakim jest oklejanie plastrami. Trzeba zwrócić się do fachowców z prawdziwego zdarzenia, przeznaczyć na to odpowiednie środki w budżecie i nie udawać, że się coś robi.
Wokół takiego drzewa uwija się chmara drobnych owadów, sprawców tego nieszczęścia. Stworki te są bardzo kłopotliwe, wciskają się do mieszkań i samochodów. Drobne to takie i nie sposób zauważyć, kiedy człowieka obsiądą. Człowiek czuje, że coś po nim łazi, odpędza to, a za chwilę czuje, jak coś dokucza mu w innym miejscu. Całe szczęście, że nie żądlą, ale i tak są wystarczająco kłopotliwe. Otwieranie okien jest ryzykowne, trzeba sprawdzać kierunek wiatru.
Znana jest troska naszego ekologa o drzewa. Zaznacza się ona najlepiej w przypadkach, kiedy właściciel działki usunie rosnące na niej "własne" drzewo, które często sam, przed laty posadził. Sroga kara go nie minie. Tak zwane kasztany, tej troski nie doświadczyły.
Drugą sprawą jest plac targowy w Pustelniku. Teraz, kiedy w Markach targowisko nabrało europejskiego blasku, to w Pustelniku wygląda, jakby było przeniesione z Bangladeszu (niech mi obywatele tego kraju wybaczą). W czasie upałów kurz, w czasie słoty brodzenie w kałużach. Plac częściowo porośnięty chwastami, w których spokojnie gniją niesprzątnięte odpadki.
W niedzielny poranek idący do kościoła, mogą obserwować dobroczynną rolę, w utrzymaniu higieny tego miejsca, jaką spełniają ptaki. Miasto nasze rozwija się, przybywa nowych mieszkańców, w dni targowe ruch duży, ale jakoś nikomu nie przeszkadza, że zakupy żywności odbywają się tu w warunkach odbiegających od standardów podstołecznego miasta.
Fakt, że targowisko do tej pory funkcjonuje i nie uległo zamknięciu zawdzięczamy tylko szczęśliwie wybranemu dniu tygodnia, w którym jest czynne. W soboty, wiadomo - weekend, urzędnicy grillują. Nie trudno zgadnąć, z jakim odbiorem społecznym spotkałaby się decyzja o zamknięciu targowiska.
Te dwie sprawy nurtują mnie od dawna, zdaję sobie jednak sprawę, że potrzeby Marek są ogromne. Mamy duże zapóźnienia cywilizacyjne, a każdy dopędzający cywilizację krok, wymaga pieniędzy. Dlatego wybór tego, co najpilniejsze, pozostawiałem sprawującym władzę.
Znaleźli się jednak ludzie, którzy energicznie i z dużym znawstwem wzięli się za realizację swoich pomysłów. Pewnie rada będzie debatowała nad decyzją o budowie niezbędnego, jak to się nam przedstawia, i trafiającego w oczekiwania dużej grupy mieszkańców miasta, placu zabaw. Może wtedy też weźmie pod uwagę i inne możliwości wyciągnięcia nas z cywilizacyjnego zacofania.
Moje roszczenia dotyczą znacznej części naszej populacji i mam nadzieję, że podobnie myśli wielu mieszkańców naszego miasta.
Jeśli ktoś pomyślał, że swój pomysł zamierzam zdyskontować w najbliższych wyborach, jest w błędzie, nie będę nigdzie kandydował. Zbliża się okres, że różne pomysły, będą się pojawiały jak grzyby po deszczu i ludzie powinni wiedzieć, czy zrodziły się one z autentycznej troski o ogólne dobro, czy są tylko sposobem na zwrócenie na siebie uwagi wyborców.
Marek Świerczyński
Paweł Pniewski 9 września 2009 22:21
Naprawdę, nie wiem, skąd w Panu tyle ironii i pogardy dla mieszkańców, którzy chcą działać dla miasta. Przykre, że radny dwóch kadencji nie rozumie idei reformy samorządowej, której głównym celem było zwiększenie wpływu zwykłego mieszkańca na decyzje podejmowane przez samorządowców.
Szkoda, że jest Pan niesprawiedliwy i tendencyjny w swoich osądach. Nikt nie rości sobie żądań do budowy placu zabaw, na dodatek identycznego jak w Legionowie. Pewna osoba na tym portalu wspomniała o placu zabaw w Legionowie. Inicjatorzy akcji nigdy nie mieli w zamyśle bazowania na tym placu. Poza tym wystosowaliśmy petycję w celu zwrócenia uwagi na duży przyrost naturalny w Markach i brak miejsc do zabaw dla dzieci, a nie żądanie wybudowania placu zabaw przypominającego ten w sąsiednim mieście.
Nie wiem, skąd wziął Pan informację, że na budowę placu zabaw chcemy wsparcia z funduszy przeznaczonych na dożywianie dzieci w szkołach, bo taki nasuwa się wniosek po przeczytaniu Pańskiego tekstu.
Jeśli chodzi o fragment dotyczący autentycznej troski o ogólne dobro to trudno jest to zweryfikować na forum internetowym, dlatego też zachęcam do śledzenia dalszych inicjatyw i mam nadzieję, że nie ograniczy się Pan do przedstawienia swoich "roszczeń" jedynie na tym portalu, tylko podejmie Pan realne kroki w celu rozwiązania tych kwestii w pozytywny sposób.
Rozumiem, że Pana niechęć do tego pomysłu może wiązać się z moją osobą. Napisał Pan bodajże w swoim poprzednim tekście publikowanym na łamach tego portalu, że niedługo zaczną się pojawiać ludzie znikąd, którzy liczą na stołki radnych. Otóż pragnę Pana poinformować, że nie pojawiłem znikąd. Moja rodzina mieszka w Markach od wielu pokoleń. Mam dopiero 21 lat i być może dlatego nigdy Pan o mnie nie słyszał. Niestety, ja o Panu również, mimo, że był Pan moim radnym przez osiem lat. Działam społecznie od piątej klasy szkoły podstawowej. Przez ostatnie lata skupiając się, niestety, bardziej na Warszawie, co związane było z moją edukacją. Ale teraz posiadając większą wiedzę i możliwości chciałbym się skupić na swoim mieście. Panie Marku, proszę mi uwierzyć, ale istnieją jeszcze ludzie, którzy chcieliby zmieniać świat na lepsze, czy warto ich w taki sposób zniechęcać? Oświadczam, aby miał Pan pewność, że nie zależy mi na stołkach, że jeśli jakikolwiek komitet zaproponuje mi start w jakichkolwiek wyborach i jeśli wspólnota samorządowa mnie wybierze to będę przeznaczał połowę swej diety na mareckie instytucje.
Jeśli zdecyduje Pan na podjęcie działań w celu zwrócenia uwagi radnym lub innym instytucjom na problem swoim "roszczeń" to ofiarowuję swoją pomoc, jeśli uzna ją Pan za potrzebną.
Z racji Pana wieku i doświadczenia życiowego postaram się wziąć Pana opinie do serca i wyciągnąć z nich wnioski.
Niestety, nie posiadam do Pana adresu mejlowego, aby osobiście przesłać Panu mój komentarz, dlatego zamieszczam go tutaj.
Pozdrawiam!
Paweł Pniewski
k.bychowski 10 września 2009 14:10
@Paweł Pniewski
> będę przeznaczał połowę swej diety na mareckie instytucje.
A można wiedzieć na jakie instytucje?
--
pozdrawiam
Krzysztof Bychowski
Marek Świerczyński 10 września 2009 18:29
Panie Pawle. Będąc w radzie, mówiłem, że mając do wyboru życie w mieście kulturalnym, lub mieście cywilizowanym, wybrałbym to drugie. Lata minęły, a ja nie zmieniłem swoich preferencji. Wiem o tym, że u nas jest wielu ludzi, którzy uważają, że nic się tu nie robi. Mają na myśli, jak sądzę, działania mające zapewnić części mieszkańców darmową rozrywkę i są to prawdopodobnie ludzie młodzi, ci, którym ubezpieczyciele naliczają wyższą składkę OC. Każdy rozsądny człowiek wie, że dokonano tu wiele i nie widzę powodu żeby wyliczać te dokonania. Pomimo tego mamy jeszcze duże braki cywilizacyjne i na ich usuwanie należy przede wszystkim wydawać pieniądze. Wybrani demokratycznie nasi przedstawiciele, nie zawsze są w stanie uwolnić się od dążenia do zostania wielokadecyjnym radnymi i ulegają chęci przypodobania się wyborcom. Postawa taka opóźnia nadrabiania braków.
Bezpodstawnie zarzuca mi Pan intencje, które nawet na myśl mi nie przyszły, popierając je wątpliwymi uzasadnieniami, lub nie popierając wcale. No, żeby nie być gołosłownym: ?niedługo zaczną się pojawiać ludzie znikąd, którzy liczą na stołki radnych?. Pytam Pana, gdzie coś takiego napisałem? Proszę o przytoczenie źródła, z którego Pan to stwierdzenie przytoczył.
Następny zarzut?. ?skąd w Panu tyle ironii i pogardy dla mieszkańców, którzy chcą działać dla miasta?. Nie wiem, jak Pan dopatrzył się pogardy, chociaż dla chcącego, nic trudnego. Zapewniam Pana, że nie gardzę ludźmi, którzy chcą działać, chcę tylko zwrócić ich uwagę na lepsze sposoby wydawania publicznych pieniędzy. Ironia, owszem. W moim wieku, zgromadzone doświadczenia upoważniają do ironicznej postawy. Jest to przywilej tych, co trochę pożyli, tak jak zapał i entuzjazm są przywilejem młodych. Działanie dla społeczeństwa, piękna rzecz, ale nie zawsze pożyteczna. Przed niektórymi działaniami ostrzega Hipokrates lekarzy w przysiędze, która ma ich obowiązywać:? Po pierwsze, nie szkodzić?. Jeśli działania szkodzą, pożytecznym jest ich zaniechać.
?Nie wiem, skąd wziął Pan informację, że na budowę placu zabaw chcemy wsparcia z funduszy przeznaczonych na dożywianie dzieci w szkołach, bo taki nasuwa się wniosek po przeczytaniu Pańskiego tekstu.? Czy ja nie czytelnie formułuje swoje myśli, czy Pan czyta mój tekst bez zrozumienia, przypisując mu treści zupełnie mi obce? Z medialnych informacji można się dowiedzieć, że w Polsce, niektóre dzieci bywają głodne, niedożywione. Z tych informacji wynika również, że buduje się nowe boiska, place zabaw. Te drugie informacje, zapewne zainspirowały żądających tej inwestycji w Markach. Zasugerowałem, że można by zadbać najpierw o podstawowe potrzeby, jakim jest właściwe wyżywienie młodych ludzi, kosztem rozrywek. O żadnym przesuwaniu środków na dożywianie ze szkół, nie pisałem i nawet nie myślałem. Nic nie przesuwać, najwyżej sprawdzić czy środki na dożywianie są dostateczne i ewentualnie, jeśli jest z czego, je zwiększyć. Wyraźna nadinterpretacja, mająca na celu osłabienie moich argumentów. Zaczynam wierzyć socjologom, którzy sygnalizują znaczny odsetek, niby wykształconych osób, które nie potrafią ze zrozumieniem czytać prostych tekstów.
Pomimo, że treścią mojego tekstu były konkretne pomysły, jak usunąć pewne niedostatki życia w Markach, nie ustosunkował się Pan do nich. Liczyłem, że ktoś z młodych, pełnych energii ludzi uzna ich celowość i je podchwyci. Może jeszcze na to czas.
Pisze Pan o swoim stażu w działalności dla społeczeństwa, o swojej chęci działania. Tylko przyklasnąć. Jednak niech Pan będzie ostrożny. Podobno dobrymi chęciami, piekło wybrukowane. We wszystkich rewolucjach brali udział tacy właśnie pełni energii, chcący uszczęśliwić świat, młodzi ludzie i nie wyszło z tego nic dobrego.
Nie wiem jak zapewnić Pana o tym, że nie żywię do Pana niechęci. Mam po prostu inne poglądy na te sprawy i chcę zwrócić uwagę, że dobrze jest przeanalizować różne warianty. W polemikach dopuszcza się pewne złośliwości, które nie świadczą o niechęci. Umiejętność wydawania pieniędzy na właściwe cele jest dużą sztuką, szczególnie, jeśli to są pieniądze publiczne. Jeśli będzie Pan miał to szczęście, że uda się Panu uzyskać mandat, zobaczy Pan ilu ludzi, których spotkało podobne szczęście, znalazło się tam przypadkiem i jedynym ich problemem jest, w którym momencie podnieść rękę.
Mój adres mejlowy może dostać Pan od redaktorów tego portalu, nie mam nic przeciw temu.
Marek Świerczyński
Katarzyna Dwornikiewicz 11 września 2009 15:45
Szanowny Panie Marku,
W związku z tym, że jestem jedną z inicjatorek akcji dotyczącej placu zabaw, poczułam się Pana postem wywołana do odpowiedzi.
Przede wszystkim, twierdzi Pan, że nie gardzi osobami chcącymi zmian i mających wolę działania. Pięknie. Jak jednak tłumaczyć Pana słowa o osobach młodych, ?którym ubezpieczyciele naliczają wyższą składkę OC?? Komplement to to nie jest zdecydowanie. Zapewniam Pana, że przekroczyłam już niestety wiek, w którym obowiązuje wyższa stawka ubezpieczenia OC (choć może ze względu na budżet domowy, to akurat dobrze). Czy to w Pana oczach dodaje mi rozsądku? Odnosząc się do Pana wypowiedzi, pozwalam sobie jednak nie docenić, tego co widzi każdy ?rozsądny? człowiek, a mianowicie, że w Markach ?dokonano wiele?.
Mieszkam tu od niedawna i nie mam punktu odniesienia w stosunku do tego co było, interesuje mnie to co ?tu i teraz? oraz ?tu i w przyszłości?. Jeśli istnieją ludzie, którzy w przeszłości rzeczywiście tak wiele uczynili dla miasta, to chylę przed nimi czoła, jako osoba ceniąca cudzą pracę. Patrząc jednak z perspektywy osoby, która zamieszkała w tym jakże uroczym mieście w ładnych parę lat po rozpoczęciu XXI wieku, czuję się rozczarowana ?brakami cywilizacyjnymi? o których Pan wspomniał. Jest ich zbyt wiele, bym mogła piać peany nad tym, co zostało zrobione. Być może fantazji mi nie starcza, ale nie mogę sobie wyobrazić, że w niedalekiej przeszłości było jeszcze gorzej.
Problemów i niedostatków jest wiele, ale zapewniam Pana, że ile osób, tyle potrzeb i istnieje nikłe prawdopodobieństwo, że jakiekolwiek działanie zaspokoi pragnienia całej społeczności. Rzecz w tym, żeby ludzie uświadamiali sobie swoje potrzeby i fakt, że żyją w demokratycznym kraju i mogą do realizacji tych pragnień dążyć a także również wymagać od swych przedstawicieli, by w tych dążeniach ich wspierali. Pan sam sobie zaprzecza ? z jednej strony jest Pan rozczarowany, że nikt nie podchwycił problemu z kasztanowcem, a z drugiej dyskredytuje działania tych, którym się chce coś robić.
Bardzo proszę o mniej lekceważący stosunek do moich pragnień. Jak się zresztą okazuje, nie tylko moich, bo osób, które chcą by w Markach powstał plac zabaw jest wiele. Dla nas TO właśnie jest ważne i nie Pana rolą jest przekonywać nas, że powinniśmy się domagać czegoś innego. Jeśli ma Pan pomysły jak nadrobić owe braki cywilizacyjne, to cudownie. Chętnie wesprę Pana działania, ale jeśli mają one mieć charakter jedynie wpisu na forum, to za taką współpracę dziękuję.
Pisze Pan dużo o przypadkowych osobach zostających radnymi, o populistycznych hasłach, które mają zapewnić wielokadencyjne miejsce w radzie miasta. Nie będę oceniać tu Pana intencji, ale zapewniam, że czytanie o tym jest dla mnie bardzo przykre. Nie zna mnie Pan, nie wie, co sobą reprezentuję i czy w ogóle myślę o kandydowaniu, a łączy Pan podjętą przeze mnie akcję w jednym tekście z ostrzeżeniem przed akcjami mającymi na celu zdobycie mandatu radnego. Śmieszne jest dla mnie też pisanie o zdobyciu mandatu jako o ?szczęściu?. Jak dla kogo Szanowny Panie.
Na koniec odniosę się do tematu głodujących dzieci. Jak dla mnie był to niestety tani populizm, Panie Marku. Porównywanie potrzeb dzieci w zakresie zabawy i wyżywienia jest czystą demagogią (?dzieci, nawet głodne, pobawić się rade?). Sprawy tak oczywiste jak zapewnienie dożywiania głodującym dzieciom, powinny być realizowane przez lokalne władze bez potrzeby specjalnych akcji. Może napisze Pan zatem co Pan konkretnie zrobił w tej sprawie będąc radnym?
Może Pan napisze również, dlaczego w mieście tej wielkości, gdzie jest bardzo dużo dzieci niepełnosprawnych, nie ma ANI JEDNEGO przedszkola integracyjnego, a rodzice wożą dzieci po całej Warszawie błagając o przyjęcie? Dlaczego nie mamy poradni psychologiczno-pedagogicznej i musimy jeździć do Zielonki z chorymi dziećmi? I jak waga tych problemów ma się do Pańskiego kasztanowca?
Pozdrawiam
Marek Świerczyński 12 września 2009 09:09
Szanowna Pani Katarzyno. Ośmielę się zwrócić do Pani po imieniu, jako, że i Pani tak się do mnie zwróciła. Z uwagą przeczytałem Pani komentarz, odpowiem nań w najbliższym czasie, jak tylko czas mi pozwoli. Pozdrawiam.
Marek Świerczyński
Marek Świerczyński 13 września 2009 20:18
Szanowna Pani Katarzyno
Zacznę od początku i będzie tego dużo.
Powstał pomysł żeby urządzić plac zabaw w Markach przy równoczesnej ocenie, że istniejące place nie spełniają oczekiwań. Zmawiające się do akcji osoby, występowały na forum GW anonimowo, nie była mi znana tożsamość żadnej z nich, do momentu, kiedy zaznajomiłem się z Pani komentarzem. Nie przedstawiono szczegółów dotyczących przedsięwzięcia. W związku z tym zrodziło się we mnie szereg wątpliwości, które przedstawiłem publicznie. Nigdy nie wyraziłem jasno swojego sprzeciwu. Ale to, co napisałem, wystarczyło, aby uznano mnie jako przeciwnika tego pomysłu. Zarzucano mi, że z pogardą, ironią i tym podobne. Nie oceniając projektu; no, bo jak oceniać, kiedy nie zna się szczegółów; zwróciłem jedynie uwagę, że są inne możliwości wydania, z pożytkiem dla ogółu, publicznych pieniędzy, nie przesądzając, które są bardziej celowe i które trafiają do większej grupy mieszkańców. Zwróciłem też uwagę na pewne problemy i trudności, jakie projekt, jakikolwiek by nie był, spotka. Po moich wypowiedziach zmuszony jestem wyjaśniać, bronić się przed zarzutami czyniących ze mnie wroga publicznego. Musicie drodzy moi adwersarze przyjąć do wiadomości, że nikt nie ma monopolu na pomysły. Życie nauczyło mnie, że najwięcej pomysłów powstaje, tak mniej więcej, na rok przed wyborami, chociaż nie musi to być regułą i nie twierdzę, że Wasz pomysł zalicza się do tej kategorii. Dalej, nie uważam, że autor pomysłu musi koniecznie przewodzić jego realizacji. Zdolność widzenia pewnych rzeczy, nie zawsze idzie w parze z możliwościami i ze zdolnościami organizacyjnymi.
Chciałbym odpowiedzieć po kolei na różne tezy, które znalazły się w Pani tekście i wyjaśnić, fragmenty moich tekstów, których jak widzę, Pani niezrozumiała, albo chce Pani, abym odniósł takie wrażenie.
Pisząc o osobach, które płacą podwyższoną składkę OC, miałem na myśli grupę osób, której skład to ludzie porywczy, o ograniczonej wyobraźni, małym poczuciu odpowiedzialności. Mam wrażenie, że ubezpieczyciel miał dostateczne rozeznanie, decydując się na taki krok i określając, że są to osoby młode. Oczywiście, należy pamiętać, że każda grupa składa się z konkretnych osób, u których te dominujące i wspólne cechy występują w ograniczonym stopniu, albo nie występują wcale. To jednak nie zmienia charakterystyki całej grupy.
Pisząc o osobach rozsądnych, które powinny zauważyć pozytywne zmiany w naszym mieście, miałem namyśli tych, którzy mieszkając tu w okresie ostatnich 20 lat, miały tzw. materiał porównawczy i nie potrafiły, albo nie chciały go uwzględnić w swoich porównaniach. Osoby mieszkające tu od niedawna nie są w stanie tego zrobić.
Miałem okazję rozmawiać z ludźmi rozczarowanymi warunkami, jakie zastali w nowym miejscu zamieszkania, jakim były Marki. O decyzji zamieszkania tutaj decydują najczęściej warunki ekonomiczne. Nieruchomości w Markach były, a może i są, najtańsze z nieruchomości w podwarszawskich miastach. Te leżące na obrzeżach miasta, są jeszcze tańsze. Przyczyną tej taniości są właśnie te "braki cywilizacyjne", im dalej od centrum, tym ich więcej. Takie są prawa rynku, nie każdy o tym pamięta przy podejmowaniu decyzji, a potem, zawód. Dopiero po zasiedleniu nowo zakupionego domu, zaczynają doskwierać kłopoty związane z brakiem porządnej drogi, brakiem wodociągu, linii energetycznej, nieoświetlonej ulicy, dużej odległości do sklepu, szkoły i inne tego typu, pojedynczo, po kilka, albo wszystkie na raz. (Tu należałoby wtrącić przykład tej pani, której dokuczają muchy od sąsiada). Zaczynają się wizyty u burmistrza i rodzą się pretensje. Pani nie wyobraża sobie, że mogło być tu gorzej? W czasach, kiedy wszędzie rozwój, wszędzie było gorzej. Oczywiście nie jest koniecznym warunkiem, rozumieć przyczyny tych zaniedbań i być wdzięcznym tym, którzy przyczynili się do tego, że jest ich mniej, ale umiar w narzekaniach byłby taktowniejszy.
Pisze Pani:, "że ile osób, tyle potrzeb i istnieje nikłe prawdopodobieństwo, że jakiekolwiek działanie zaspokoi pragnienia całej społeczności. Rzecz w tym, żeby ludzie uświadamiali sobie swoje potrzeby i fakt, że żyją w demokratycznym kraju i mogą do realizacji tych pragnień dążyć a także również wymagać od swych przedstawicieli, by w tych dążeniach ich wspierali." Nie liczę na to, że "jakiekolwiek działanie zaspokoi pragnienia całej społeczności", mówiłem o jakiejś znaczącej grupie i nie twierdziłem, że grupa pragnąca mieć plac zabaw, nie jest takową, miałem tylko wątpliwości.
Istnieje procedura, polegająca na tym, że w okresie poprzedzającym tworzenie budżetu obywatele mogą, wypełniając odpowiedni formularz, zasygnalizować swoje potrzeby i postulaty, z którymi wiążą się wydatki budżetu. Zgłoszenia te są potem analizowane, część z nich zyska akceptację i istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaną zrealizowane. Przedstawiciel wybrany w danym okręgu wyborczym, przedstawiając pragnienie swoich wyborców, może spotkać się z niezrozumieniem przedstawicieli innych okręgów, którzy przedstawiają pragnienia innych wyborców. Może uznać, że nierozsądnym by było je przedstawiać, narażając się tym na zarzut nie wywiązania się z pokładanych w nim, przez wyborców, nadziei.
Nie lekceważę niczyich pragnień i potrzeb, wiem jednak, że subiektywna ocena ich rangi, a taka ona jest z punktu widzenia je zgłaszającego, nie musi być trafna. Dopiero ten, który widzi wszystkie potrzeby miasta, może ich rangę właściwie ocenić. Dla mnie, moje osobiste pragnienia zawsze były sprawą prywatną i nigdy nie szukałem sprzymierzeńców w ich realizacji. Ma Pani rację, nie znam Pani, nie znam nikogo z grupy zabiegającej o wybudowanie placu zabaw, są to dla mnie osoby anonimowe. Miałem wątpliwości wobec niesprecyzowanego projektu, który ma obciążyć budżet miasta. Znałem jedynie Pana Pniewskiego z jego internetowych tekstów, tak jak teraz mam zaszczyt poznać Panią. Jak z tego wynika, nie mogłem wiedzieć czy Pani ma zamiar kandydować do rady. Słowa "szczęście" użyłem w znaczeniu ogólnym, trudno mi uwierzyć, że dla kogoś, kto poświęcił czas i pieniądze w staraniach, aby zostać radnym, pomyślne zrealizowanie jego starań, nie jest dla niego szczęściem. To czymże jest? Poświęcił czas, pieniądze, wystawił się na publiczny ogląd i niekiedy mało taktowną krytykę, starania zakończyły się sukcesem - miał szczęście! Dla Pani jest to śmieszne? Zaiste, jest Pani nieprzeciętnie skorą do śmiechu niewiastą.
Sugeruje Pani abym odpowiedział, co zrobiłem będąc radnym, aby dzieci nie były głodne. Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć, minęło tyle lat, nie wszystko pamiętam. Mogę polecić Pani jedynie zapoznanie się z decyzjami rady z odpowiedniego okresu, dotyczącymi tego tematu i zapewniam Panią, że żadnej z tych decyzji nie sprzeciwiałem się, nie leży to w moim charakterze.
Brak przedszkola integracyjnego i poradni psychologicznej dla dzieci. W Markach służba zdrowia jest sprywatyzowana, w znacznym stopniu dotyczy to przedszkoli i działa tu prawdopodobnie prawo podaży i popytu. Wydaje mi się, że miasto mogłoby ewentualnie zasugerować uruchomienie takich działań i wesprzeć je odpowiednią dotacją. Wymaga to pewnie zorganizowania się grupy osób zainteresowanych i wykazania istnienia takiej potrzeby.
Moje ograniczone zaufanie do samorodnych projektów, mającym w założeniu służyć dużym grupom, a w rzeczywistości zaspakajającym ambicje nielicznych osób, rodzi się ze świadomości, że istnieją osoby i grupy osób, które nie potrafią się zorganizować, aby swoje problemy wyartykułować. Brak tzw. siły przebicia, stawia je na przegranej pozycji i znoszą swoje niedogodności w milczeniu. Nie ma to związku z projektem placu zabaw. Wtrąciłem to tak przy okazji, aby przybliżyć mój sposób myślenia.
Na koniec nieszczęsne kasztanowce. Jest to problem, który został już przez władze dostrzeżony i podjęto pewne działania - to te nieszczęsne lepy na muchy. To, że podjęto działania dowodzi, że nie jest to tylko mój problem, jak usiłuje Pani zasugerować, pomniejszając jego rangę. Nie wiem ile mamy w mieście tych drzew, myślę, że sporo i wszystkie one są chore, trzeba coś z tym zrobić. Ograniczanie się do corocznego opasywania ich taśmą klejącą nic nie daje, pomimo trudu i jakichś wydatków. Pomijając problemy ludzi, którzy mieszkają w pobliżu, trzeba skupić się na ekologicznej stronie zagadnienia, to przecież teraz jest trendy. Niszczeje piękna aleja kasztanowa w Pustelniku, jest to zabytek przyrody, a Towarzystwo Przyjaciół Marek nie alarmuje, co z Wami i Waszą przyjaźnią dla tego miasta!
Pół niedzieli poświęciłem na ten tekst i nie przychodzi mi do głowy, co i jak jeszcze napisać, aby być właściwie zrozumianym. Pozostaje mi tylko Panią serdecznie pozdrowić i zapewnić, że będę z sympatią śledził realizację Waszego projektu, jeśli ten zyska akceptację władz miasta.
Marek Świerczyński
Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa